Korzystając z cotygodniowej promocji w internetowym sklepie Zavvi, udało mi się dość tanio dostać Lost Planet: Extreme Conditions- Colonies Edition. W porównaniu do standardowej wersji wprowadzono achievementy, jakieś dodatkowe mapy do gry multi (co mnie absolutnie nie interesi) oraz cross platformową rozgrywkę między pecetami i 360. Też akurat nie zależy mi na tym. Z ciekawostek, darmowy miesiąc Live'a, niespecjalnie wiem po co (chyba był swego czasu do cross-platformowych rozgrywek potrzebny na pececie).
Do tego, kolejny rpg do kolekcji na DSa. Tym razem piąta (choć oczywiście w Europie bez numerka) część sagi Dragon Quest przez większość osób uważanych za najlepszą odsłonę serii. Będzie jak znalazł, kiedy już uwinę się z Fajnalami.
Po dwóch tygodniach podróży również Warriors Orochi 2 na Xboksa 360. Zawsze chciałem zagrać w jakąś grę z serii Orochi (Dynasty Warriors i spółka), ale jakoś nie miałem okazji. No, ale chyba niedługo nadarzy się okazja. I nawet jeżeli mi nie podpasuje, to niewiele stracę, bo gra kosztowała mniej niż 50zł.
Nieco rzutem na taśmę przyszedł Crackdown, kupiony od jednego z forumowiczów Polygamii. Swego czasu pograłem trochę w demo i bardzo mi się podobało. Trochę szkoda, że będę musiał się męczyć z głośnym napędem Xboksa, bo tej gry nie da się zainstalować na HDD. Naprawdę głupi krok z ich strony. Od razu zakupiłem też DLC do tej gry. Drogawo, bo całe 800 punktów (w 2 lata po premierze), ale jakby nie patrzeć to były darmowe punkty, więc nie ma co za bardzo narzekać.
Nieco więcej gier doszło dzięki dystrybucji cyfrowej. Na wyprzedażach Steamowych zakupiłem bowiem Sam & Max: Season 2, Call of Duty 5: World at War, Slamit Pinball: Big Score, Flatout: Ultimate Carnage oraz Braid.
Flatout nie daje takiego uczucia prędkości jak w Burnoucie, ale i tak jest nieźle. W dodatku ładnie wygląda i dobrze działa (no i ma achievementy w wersji pc, więc jest i kolejna zaleta).
Moja miłość do achievementów jest tak duże, że zamiast 15 dolarów, wydałem na Braida 13 euro. No dobra, trochę żartuję, ale faktycznie Braida mogłem kupić taniej, ale jednak wybrałem bardziej uznany serwis, jakim jest sklep Valve.
Gra Jonathana Blowa jest dobra. Jest parę rzeczy, które w niej mnie denerowowały, typu mechanika, która nigdy wcześniej nie jest wyjaśniana (zagadka z obrazem), czy użycie . Jasne, te dwa momenty nie są potrzebne do przejścia gry. Ale kiedy chce się ułożyć cały obrazek, to ma się przechlapane. No bo gra, choć zaczyna się jak po prostu kolejny klon Mario, w którym można manipulować czasem. Ale w drugim i kolejnych światach z platformówki, gra zmienia się w grę logiczną, w której trzeba się wykazać odrobiną zręczności.
Dość powiedzieć, że grę przeszedłem w dwa wieczory w zasadzie w 90%. Pozostałe 10 to speed runy, których wiem, że nie ruszę. To już nie te czasy, kiedy miałem czas i ochotę na ściganie się z zegarkiem.
Udało mi się też przejść Canis Canem Edit, zaledwie 3 lata po kupieniu gry (grę kupiłem w dniu premiery wersji PS2). Na swoją obronę powiem tylko że za pierwszym razem ukradziono mi ps2 wraz z posiadanym tam save’m (inna sprawa, że akurat wtedy w grę nie grałem, ale byłem już w jakiś 50-60% gry).
Powiem tak, Bully jest bardzo dobrą grą, moim zdaniem lepszą niż Grand Theft Auto: San Andreas. Przede wszystkim, wszystko jest ładnie skondensowane bez niepotrzebnych wypełniaczy. Jasne, są zadania poboczne, ale tu naprawdę nie trzeba ich robić. Jedyne co dają, to pieniądze, których i tak mamy pod dostatkiem i tylko jeżeli chcemy zrobić 100% gry.
Misje są zdecydowanie krótsze, więc nawet brak checkpointów niespecjalnie przeszkadza. Chociaż prawdę mówiąc, mało kiedy musiałem jakąś misję powtarzać, bo poziom trudności nie należy do najwyższych. No i przede wszystkim świat jest zdecydowanie lepszy niż w przypadku GTA.
Dzięki skondensowaniu świata, często spotykamy znane sobie osoby. Osoby, które mają własny charakter. Charakter często gorszy niż główny bohater. No bo właśnie, Jimmy mimo że trudno go nazwać osobą godną naśladowania, ale to jednak postać pozytywna. Chce, żeby go zostawiono w spokoju, a w szkole zapanował jako taki spokój. Cóż z tego, że w tym celu kradnie, szantażuje, włamuje się i niszczy cudze mienie. Nie robi to dla swojego dobra. Szczerze? Jimmy jest bardziej wiarygodny niż CJ, Nico i Tommy razem wzięci.
Oczywiście, są też i wady. Framerate w wersji PS2 nie należy do najlepszych, ale to raczej było do przewidzenia, bo GTA też nienajlepiej działały. Inne wersje powinny działać lepiej, chociaż i ponoć one nie są bez błędów.
Chwilowo dałem sobie spokój z Final Fantasy I (w zasadzie chciałem w coś pograć na DSie, a nie miałem przy sobie carta z grą). A ponieważ miałem przy sobie grę FF3, to zacząłem grać w tę część. I musze przyznać, że tak się wciągnąłem, że aż grę przeszedłem. Podobał mi się pomysł, z możliwością zmiany profesji postaci niemal w dowolnym momencie (oczywiście, spośród zawodów, które udało ci się już odblokować).
I tak po prawdzie, prócz ostatniego bossa, do którego się mocno wygrindowałem, nie było wcześniej specjalnie takiej potrzeby. Tylko szkoda, że ostatnie dwa dungeony trzeba było przejść bez żadnego zapisu gry (stąd też m.in. moje grindowanie, bo po 2 porażce z ręki bossa, nie miałem ochoty ginąć po raz trzeci).
Po skończeniu Final Fantasy III, prawie od razu wziąłem się za Final Fantasy IV. Gra niestety, nie podoba mi się tak jak trójka. Nie wiem, czy to wina głównego bohatera. Ale chyba najbardziej wkurza mnie interfejs. Widać, że pracowali nad tymi grami różni ludzie, i niestety, ci z czwórki zdecydowanie gorzej sobie poradzili. Przykład? Uruchamiam grę i chcę wczytać ostatni stan gry. Wybieram load, wybieram slot, pojawia się opcja czy jestem pewien że chce grę wczytać. Teraz tylko trzeba przeskoczyć z nie na tak i wcisnąć A. Kocham takie niepotrzebne potwierdzanie. Żeby chociaż tam od razu na tak było nastawione, ale nie. W dodatku zupełnie nie podoba mi się system walki. Nie jest ani turowy, ani w czasie rzeczywistym i moim zdaniem bierze więcej złego niż dobrego z obydwu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz